Choć wcześniej Lipka dostał
kartkę, iż Borowiak jest na zwolnieniu lekarskim i w sali są
inne osoby upoważnione przez ministra do zabierania głosu
w imieniu MON, to właśnie jego poprosił o przedstawienie prac
prowadzonych w departamencie szkolnictwa.
Borowiak otwarcie powiedział posłom, iż choć wygrał konkurs, to ma
wątpliwą przyjemność bycia dyrektorem tego departamentu. Od początku
rzuca mu się kłody pod nogi. Jego departament nie uczestniczy we
wszystkich spotkaniach kierownictwa resortu poświęconych szkolnictwu.
A jego próba nawiązania kontaktu z posłem Głowackim
spowodowała, że utracił zaufanie ministra i przygotowywane jest
dla niego wypowiedzenie.
W tym momencie przewodniczący Głowacki odebrał mu głos
i zapytał Lipkę, czy materiał przedstawiony komisji jest
materiałem resortu obrony. – Niestety, z ręką na sercu mogę
powiedzieć, że nie wiem – przyznał wiceminister.
Wówczas Głowacki odczytał pismo podpisane przez szefa sekretariatu
ministra: „Z upoważnienia ministra obrony narodowej
w załączeniu przesyłam opracowaną przez Sztab Generalny
i przyjętą przez kierownictwo resortu obrony narodowej koncepcję
reorganizacji szkolnictwa wojskowego”. – W związku z tym, że
panowie albo nie jesteście kompetentni, albo nie jesteście przygotowani
do reprezentowania resortu, dzisiejszą komisję obrony przerywam... –
zakończył posiedzenie Głowacki.
Dalsze zwolnienie
Borowiak powrócił do Poznania i następnego dnia zawiadomił MON, iż
lekarz przedłużył mu zwolnienie do 17 lutego. Kiedy 5 lutego przyjechał
do Warszawy na kolejne badania, na dworcu przywitał go urzędnik z MON i
zaprosił na Klonową, gdzie dyr. Pinkowski, występując jako zwierzchnik
resortowego korpusu służby cywilnej, wręczył mu pismo o rozwiązaniu
umowy o pracę bez wypowiedzenia „z powodu ciężkiego naruszenia
podstawowych obowiązków pracowniczych, polegającego na wykorzystywaniu
zwolnienia lekarskiego niezgodnie z jego przeznaczeniem”.
Naruszenie tych obowiązków, zdaniem dyr. Pinkowskiego, polegało na tym,
iż chory Borowiak zjawił się w Sejmie i uprawiał tam
propagandę własnej osoby.
– Dyrektor departamentu, który tego nie rozumie, przekracza wszelkie
granice – uważa Pinkowski. – Jest kilka orzeczeń Sądu Najwyższego
przemawiających za moimi racjami. Ostateczna decyzja będzie należała do
sądu pracy, do którego Borowiak się odwołał.
Kilka pytań dotyczących dr. Borowiaka, jak i kompromitującego MON
występu wiceministra Lipki podczas obrad sejmowej komisji, przesłałem
ministrowi Komorowskiemu. Odmówił odpowiedzi, tłumacząc, że też czeka
na rozstrzygnięcie procesu.
Gen. Smólski spodziewa się, że już w marcu kierownictwo resortu
zaakceptuje projekt reformy przygotowywany przez jego zespół. Przez 8
lat był dziekanem Wydziału Elektroniki WAT i sprawy szkolnictwa
nie są mu obce. Krzywi się na jakiekolwiek porównywanie jego pomysłów
z koncepcją Borowiaka. Też uważa, że wojskowe szkoły muszą wejść
do systemu ogólnonarodowej edukacji. Dowódcom każdego rodzaju sił
zbrojnych pozostawi się po jednej oficerskiej szkole zawodowej (Dęblin,
Gdynia i Wrocław). Studia na poziomie magisterskim będą w AON
i WAT, ale ta ostatnia uczelnia, z uwagi na swój kadrowy
potencjał, stanie się uczelnią wojskowo-cywilną. Z WAM
prawdopodobnie powstanie Colegium Medicum przy Uniwersytecie Łódzkim.
Nie będzie lansowanego przez Borowiaka Uniwersytetu Obrony Narodowej.
– Byłby to sztuczny twór, który pod pozornym hasłem otwartości znów
wojskowe szkolnictwo zamknie w jakiejś enklawie – uważa gen.
Smólski. – A poza tym, czy można łamać autonomię naszych szkół?
Borowiak przeliczył się, myśląc, iż jako dyrektor z konkursu
postawi generałów na baczność – tłumaczy jeden z moich rozmówców.
Nie potrafił wejść w nowy dla siebie zawód – państwowego
urzędnika. Nie przebierał w słowach, nie wyważał swoich ocen,
obraził też ministra. Może był tylko jedną wielką konkursową kadrową
pomyłką, ale jakże pouczająca jest jego przygoda z MON.
|