10 grudnia „Polska Zbrojna”
opublikowała wywiad z Borowiakiem. Przedstawił w nim swoją
koncepcję reformy i bez ogródek przyznał, iż jego merytoryczny
departament w pracach nad nią traktowany jest już nie jak piąte,
a wręcz szóste koło u wozu. Poskarżył się, że nie jest
zapraszany na spotkania kierownictwa MON poświęcone reformie.
– Minister po tym wywiadzie obciął mi roczną nagrodę o 2 tys.
złotych – mówi Borowiak. Z Komorowskim, któremu jego departament
bezpośrednio podlegał, nie licząc dnia, w którym ministrowi
wręczył urodzinowy prezent od pracowników departamentu, miał okazję
rozmawiać dwa razy. Częściej komunikował się za pomocą pism,
w których krytykował generalskie pomysły i domagał się
dopuszczenia przedstawicieli departamentu do prac nad reformą.
– Nasze osobowości jakoś do siebie nie pasowały – uważa. – Zauważyłem,
że w wojsku, nawet kiedy wysoki oficer coś robi dla swojego szefa
i referując to dostrzeże u niego choćby mały grymas niechęci,
to natychmiast drze przygotowany dokument i następnego dnia
przychodzi z nowym, już właściwym. A tu ja, dyrektor-cywil,
tyle że z konkursu, chciałem bronić swojej koncepcji
i domagałem się merytorycznej dyskusji.
W końcu grudnia „Rzeczpospolita” w artykule „Podchorąży nie
zdąży” przytoczyła słowa ministra Komorowskiego, który posłom
z komisji obrony powiedział, iż dziś czterech nauczycieli przypada
na jednego słuchacza szkoły wojskowej, a nakłady na jego
kształcenie w ciągu roku są sześciokrotnie wyższe niż na studenta
cywilnej uczelni. Minister zapowiedział, iż z ośmiu szkół niebawem
pozostanie pięć.
– Kiedy to przeczytałem, zadzwoniłem do przewodniczącego komisji posła
Stanisława Głowackiego z AWS. Włączyła się poczta głosowa
w jego telefonie komórkowym. Powiedziałem, że minister mija się
z prawdą, bo aż tak źle nie jest i jeśli posłowie chcą znać
prawdę, to na posiedzenie powinni zaprosić przedstawiciela
merytorycznego departamentu! Do głowy mi nie przyszło, że poseł
Głowacki poleci z tym nagraniem do ministra, a ten przegra to
sobie na kasetę magnetofonową.
– Powiem tylko tyle, że najbardziej nienawidzę braku lojalności – mówi
pytany o to zdarzenie poseł Głowacki. – Jeśli ktoś wynajmuje się
do pracy, czy to w ministerstwie, czy w związku zawodowym, to jak
mu coś nie odpowiada, to powinien się wypisać, a nie obnosić
z tym po innych...
2 stycznia br. Borowiaka na Klonową zaprosił Jakub Pinkowski, p.o.
dyrektora generalnego MON. W rozmowie dał mu do zrozumienia, iż
jak tylko ruszy reforma armii, jego departament też zostanie
zlikwidowany. Potem poproszono go do gabinetu Komorowskiego.
– A tam minister z wyraźną satysfakcję włączył magnetofon
z taśmą, na której były moje słowa przegrane z telefonu posła
– wspomina dyrektor. – Potem wysłuchał moich wyjaśnień
i powiedział, że możliwości naszej współpracy się wyczerpały. Dla
mnie tych emocji było już za dużo i w wojskowej przychodni
dostałem zwolnienie lekarskie do 31 stycznia, bez wpisu, że mam leżeć.
Borowiak co kilka dni przyjeżdżał potem z Poznania do Warszawy do
szpitala na konsultacje i wtedy odwiedzał również departament,
gdzie podpisał kilka pism. W tym i takie, w którym
odmówił przygotowania merytorycznej podkładki potrzebnej do
zredagowania odpowiedzi na zapytanie posła Wiesława Szczepańskiego
zainteresowanego wyborem Wrocławia, a nie Poznania, na siedzibę
WSO wojsk lądowych. Skoro departament szkolnictwa nie uczestniczył
w podejmowaniu tej decyzji, to merytoryczne argumenty niech
wymyślą ci, którzy ją podjęli – odpisał dyr. Pinkowskiemu.
|