Instytut Pamięci Narodowej
Z utworzeniem Instytutu
Pamięci Narodowej wiązałem –
jak i większość Polaków –
duże nadzieje na wyjaśnienie mroków komunistycznego zniewolenia, na
dotarcie do SB-ckich archiwów i uzyskanie pełniejszej wiedzy o własnej
przeszłości, związanej z walką o wolną Polskę. Chciałem poznać nazwiska
tajnych współpracowników (TW) Służby Bezpieczeństwa PRL, którzy donosili
na mnie: już nie dla jakiejś formy zemsty, lecz dla samej prawdy, do
której każdy człowiek, a zwłaszcza osoba represjonowana, ma przecież
niezbywalne prawo.
Dość prędko jednak można było się przekonać, że ułomność ustawy
lustracyjnej jest dodatkowo mocno wspierana wypracowaną w IPN praktyką,
która czyniła z tej instytucji bardziej Instytut Niepamięci Narodowej,
niż – choćby
tylko ułomną –
kopię urzędu pastora Joachima Gaucka. Przekonywałem się wielokrotnie –
i nie jestem w tych wrażeniach odosobniony –
że IPN ceni sobie wyżej anonimowość tajnych współpracowników, niż
interes osób o statusie (w myśl Ustawy
o IPN) pokrzywdzonych w minionym okresie.
Na domiar złego IPN angażował się zbyt często postawą i decyzjami swego pierwszego prezesa w programowy i sterowany proces dyskredytowania dobrego imienia Polski i Polaków na arenie międzynarodowej. Szczególnie boleśnie widoczne to było przy okazji sprawy Jedwabnego, gdzie – na skutek bezprawnych nacisków środowisk żydowskich – zaniechano dogłębnego zbadania zawartości grobów ofiar tamtych wydarzeń, które mogło jednoznacznie wyjaśnić przypisywane Polakom wątpliwe sprawstwo.
Taka negatywna ocena poczynań IPN, a zwłaszcza jego prezesa, skłoniła
mnie do wystartowania w konkursie na to stanowisko. Spośród siedemnastu
pretendentów przyjęto formalnie 10
kandydatów, którzy następnie zostali wnikliwie sprawdzeni na
okoliczność ewentualnej współpracy z SB (nota
bene sprawdzenie to jest bardziej dogłębne, niż przy
uzyskiwaniu statusu osoby pokrzywdzonej). W wyniku tej weryfikacji
pozostało ostatecznie 9
kandydatów (wśród nich piszący te słowa). Przesłuchanie
przed Kolegium IPN odbyło się 21 września 2005 roku (tutaj
moja autoprezentacja przedstawiona na tym przesłuchaniu). Zwyciężył
ostatecznie Janusz Kurtyka, szef IPN z Krakowa.
Z wypowiedzi zwycięzcy zapamiętałem dobrze stwierdzenie, iż nie dopuści
on, by "sąsiad lustrował sąsiada". W dobie głośnej jeszcze wówczas
sprawy "listy
Wildsteina" (odsyłam pod tym linkiem zwłaszcza do fragmentu
"Reperkusje wydarzenia"!) interpretowano tę wypowiedź jako zapowiedź
kontynuacji linii prezesa Kieresa, zdecydowanego przeciwnika powszechnej
lustracji.
Udział w konkursie skutkował dla mnie co najmniej jedną korzyścią:
przypomniałem po jego rozstrzygnięciu dyrektorowi poznańskiego Oddziału
IPN, iż od ponad 3 lat nadal bezskutecznie oczekuję na tzw.
odanonimizowanie tajnych współpracowników SB, którzy pojawiali się w
ocalałych resztkach moich "teczek", a których danych osobowych nie udało
się dotąd w zasobach archiwalnych IPN ustalić. Czy stopień opracowania
SB-ckich akt w tym czasie się powiększył (zapewne tak), czy ambicją
poznańskiego IPN było udowodnienie swej sprawności –
dość, że prawie natychmiast otrzymałem zestawienie danych osobowych
"moich" kapusiów. Z zestawieniem tym –
uzupełnionym uzyskanymi wcześniej danymi funkcjonariuszy SB –
można zapoznać się tutaj.
Dla czytających powyższe informacje krótkofalowców umieszczam poniżej dodatkowe wyjaśnienia, lepiej identyfikujące "moich" kapusiów (kolejność wg pisma IPN z dnia 8 maja 2006 roku):
I. Tadeusz GRENCEL - SP 3 LRR;
II. Włodzimierz JAGODZIŃSKI - SP 3 HWO (SK);
III. Jan CHRZANOWSKI - szef kolejno PIR, PAR i URTiP w Poznaniu;
IV. Michał ŚLĘZAK - SP 3 LWW;
V. Eugeniusz PRZYBYLSKI - SP 3 JBV (SK).
Dalsze informacje z IPN o osobach, które zajmowały się moją osobą
służbowo lub jako TW, będę sukcesywnie publikował w tym miejscu.
"Prawda nas wyzwoli" (J 8, 32).
24-09-2014
Kwerendę
w archiwach IPN rozpocząłem zrazu niezdarnie i mocno po
omacku, w miarę upływu czasu moje poszukiwania nabierały i
rozmachu, i sprawności. Zawsze natrafiałem na życzliwe
wsparcie ze strony wszystkich pracowników IPN, do których o tę
pomoc się zwracałem, za co chciałbym im w tym miejscu bardzo
podziękować!
Poszukiwania
w archiwach IPN rozpocząłem od akt krótkofalowców, których w
pierwszej kolejności (jak się okazało, na ogół słusznie) o
współpracę z SB podejrzewałem. Tam natrafiałem na kolejne
ślady, numery spraw, pseudonimy osób i spraw – kula śnieżna
rosła bez mojego większego wysiłku, wystarczała staranność,
konsekwencja i umiejętność kojarzenia faktów, wzmacniana
często wspomnieniami osobistych przeżyć.
Ponieważ
badania takie trwają wiele czasu, czeka się czasami długo na
wskazane do udostępnienia akta, natomiast czas wokół nas
płynie szybko, ludzie odchodzą bez poznania prawdy o tym, kto
na nich donosił służbie bezpieczeństwa, co donosił, o jakich
faktach i wydarzeniach inwigilujący nas bezpieczniacy
dowiadywali się od naszych niby-kolegów –
krótkofalowców. A ci szli na współpracę z wielu różnych
powodów, zawsze jednak mając szansę na wypowiedzenie krótkiego
„nie”, potrzeba było tylko „odrobinę koniecznej odwagi”, by
„wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał
spaść bezcenny kapitel ciała – głowa” [Zbigniew Herbert
„Potęga smaku”].
Piszący
te słowa – na otrzymaną w 1985 r. propozycję współpracy –
zdobył się na tę odrobinę odwagi i choć nie „spadła mi głowa”,
to jednak wielu przykrych represji mi nie oszczędzono...
Dlatego
– zanim powstanie kompletne opracowanie naukowe o historii
inwigilacji krótkofalowców poznańskich – postanowiłem przy
okazji jutrzejszego Święta Niepodległości Rzeczypospolitej
ujawnić w pierwszym kroku tych, których służba bezpieczeństwa
zarejestrowała w swoich tzw. zapisach ewidencyjnych,
najczęściej od razu wskazując na charakter tej rejestracji i
status pozyskanego. Osoba pozyskana wybierała sobie pseudonim,
który służył do niejawnych kontaktów z SB, każdy taki akt
pozyskania posiadał swój własny numer rejestracji, który –
obok pseudonimu –
również zamieszczam
w zestawieniu
tabelarycznym (zestawienie to w miarę dopływu
nowych danych na bieżąco aktualizuję!). Warto podkreślić, że
zestawienie to powstało na podstawie udostępnianych mi
oryginalnych zapisów ewidencyjnych SB, potwierdzanych co do
ich zgodności z oryginałem każdorazowo przez Biuro
Udostępniania i Archiwizacji Instytutu Pamięci Narodowej.
W
przypadku wielu osób – oprócz rejestrowych zapisów
ewidencyjnych – zachowały się znacznie bogatsze akta, m.in.
ich własnoręcznie spisane zobowiązania do współpracy, teczki
osobowe i teczki pracy, często z oryginałami donosów i
pokwitowaniami uzyskanego za te „usługi” wynagrodzenia. Jest
to lektura bardzo przykra i smutna, bo nieczęsto udawało się
nam domyślić, że kolega – krótkofalowiec jest po prostu
SB-ckim kapusiem. Celowo nie podaję na tym etapie sygnatur
akcesyjnych akt IPN, aby nie ujawniać zbyt wcześnie stanu
zasobów o poszczególnych osobach w archiwach IPN.
Zakończę ten wpis stwierdzeniem, że kwerenda na temat środowiska poznańskich krótkofalowców trwa nadal, dzięki czemu nie tylko będzie możliwe uzyskania głębszej wiedzy o stopniu inwigilacji, ale pewnie pojawią się nowe osobowe źródła informacji, współpracujące z SB, lub zostaną potwierdzone w pełni te OZI, co do których na tym etapie nie mam jeszcze wystarczającej wiedzy... Dopóki więc nie powstanie kompletne – na ile to będzie możliwe – naukowe opracowanie związków służb specjalnych PRL z poznańskimi krótkofalowcami, podane przeze mnie zestawienie tabelaryczne jest na tym etapie wyłącznie wykazem osób, wobec których służba bezpieczeństwa dokonała zapisów ewidencyjnych w swoich aktach rejestrowych, bez przesądzania już o stopniu winy i szkodliwości takiej współpracy w odniesieniu do poszczególnych osób w tym zestawieniu przedstawionych.
10-11-2015
Od ponad już 5 lat prowadzę w zasobach archiwalnych IPN badania naukowe na temat inwigilacji w PRL wybranych środowisk przez ówczesne służby specjalne.
W najczarniejszych myślach nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak bardzo naraziłem się swymi badaniami… komu? No właśnie, komu? Niby żyjemy w zmienionym ustroju politycznym, władzę pełnią (teoretycznie!) niby ludzie bliscy mi ideowo, niby pokonaliśmy zwolenników czasów minionych… Słowo „niby” jest tu jednak kluczowe!
18 listopada 2019 r. IPN poinformował mnie, że mój dostęp do jego Archiwum został zamknięty, prowadzone przeze mnie kwerendy i badania muszę przerwać. Dlaczego? Otóż moja specjalność naukowa nie mieści się wprost w katalogu osób wymienionych w Art. 36 Ustawy o IPN i dlatego składając przed pięciu laty wniosek o zgodę na moje badania do dyrektora oddziału IPN w Poznaniu musiałem załączyć rekomendację pracownika naukowego, którego specjalność naukowa w tym ustawowym zakresie (nauki humanistyczne, społeczne, gospodarka lub prawo) się mieści. Rekomendacji takiej udzielił mi znajomy z czasów „Solidarności”, prof. Stanisław Mikołajczak z Poznania (https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Mikołajczak). IPN poinformował mnie, że wpłynęło do poznańskiego oddziału pismo prof. Stanisława Mikołajczaka, w którym wycofał swoją dla mnie rekomendację do prowadzenia badań w IPN.
Mogę jedynie domyślać się, pod czyim wpływem ów profesor odwołał swoją rekomendację.
Jako działacz opozycji antykomunistycznej byłem represjonowany z powodów politycznych, ale żeby represje takie miały mnie dosięgać również dzisiaj? I to ze strony byłych działaczy „Solidarności”? WTF?
A tyle mówi się o swobodzie badań naukowych w naszej Ojczyźnie… Jednym z gorących obrońców tej swobody jest przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego w Poznaniu, prof. Mikołajczak!
Słów brak, ręce chciałyby opaść...
PS: Dość szybko znalazł się inny pracownik naukowy w Poznaniu, który stosownej rekomendacji dla mych badań mi udzielił. Po krótkiej przerwie kontynuuję moje kwerendy.