ENEA S.A.


Latem 2008 roku pojawiło się w mediach ogłoszenie o poszukiwaniu kandydatów na stanowisko prezesa zarządu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością "Energomiar".

31 lipca złożyłem swoją aplikację do zarządu ENEA S.A. (ENEA jest wyłącznym właścicielem Energomiaru). Po procedurze kwalifikacyjnej zostało mi zaproponowane stanowisko członka zarządu, funkcję tę pełniłem do momentu odwołania 20 czerwca 2011 roku.

O szczegółach powołania, odwołania i o ciekawych obserwacjach z tego okresu można poczytać w tekście, który zamierzałem opublikować w "Gazecie Polskiej", jednak gorączka przed wyborami parlamentarnymi (wyznaczonymi na 9 października 2011 roku) plany te pokrzyżowała, dlatego o tej bulwersującej sprawie informuję na własnej stronie internetowej.

Temat odbił się nawet pewnym echem na niezależnych witrynach internetowych: Polish Club Online, Bibuła, Blogpress, Niepoprawni. O sprawie dyskutowano także na niektórych forach. Ale oczywiście po pewnym czasie sprawa przycichła.

Tymczasem nasz wspaniały aparat ścigania popisał się kolejnym sukcesem: po "spuszczeniu" zgłoszonego przeze mnie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z prokuratury apelacyjnej do prokuratury okręgowej, ostatecznie wypowiedziała się prokuratura rejonowa, odmawiając wszczęcia śledztwa. Sprawa więc zamieciona, a po wyborach parlamentarnych 9 października PSL pewnie nadal będzie rządzić polską energetyką - na Zachodzie (Polski) bez zmian...

11-10-2011



W wydanej ostatnio książce Wojciecha Sumlińskiego "Z mocy bezprawia" (wyd. Fronda, 2011) znaleźć można druzgocącą ocenę Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która umorzyła postępowanie dotyczące nagrywania rozmów dziennikarzy. Oceniając ten fakt Sąd Rejonowy Warszawa-Wola stwierdził: "Być może takie standardy obowiązują na wschód od polskiej granicy, ale na pewno nie w naszym kraju". Z uwagi na "kardynalne uchybienia" prokuratury poznańskiej sąd zadecydował, by w specjalnym piśmie poinformować o swoich wnioskach Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta. Sędzia Gąciarek skonstatował: "ABW prowadzi postępowanie pod nadzorem prokuratury. Chociaż być może tutaj sprawa nadzoru wyglądała odwrotnie. Niestety, czasem to różnie bywa w naszym kraju z tym kto kogo nadzoruje w relacji służby specjalne - prokuratura."

Wydaje mi się, że w mojej sprawie ta relacja też wyglądała odwrotnie.

Istotne jednak jest pytanie: cui bono? Kogo chroni ABW? Czy może swoją aktualną agenturę?

Bo zapewne - jestem o tym przekonany! - brakujący certyfikat niepalności liczników energii elektrycznej, od którego się wszystko zaczęło, jest już dołożony do dokumentacji przetargowej. Świadczyłaby o tym rezygnacja z dalszego zajmowania się "moją" sprawą dziennikarza "Rzeczpospolitej" Piotra Nisztora, który po otrzymaniu stanowisk ENEA i prokuratury stwierdził: "dowody są za słabe, aby opisać temat". Mnie z tymi odpowiedziami nie pozwolił się zapoznać... Słowo przeciw słowu! Różnych mamy dziennikarzy.

Nie zapominajmy wszakże, że jest kilku świadków, którzy fakt braku certyfikatu - tuż po rozstrzygnięciu przetargu - mogą poświadczyć…

Czy znajdą się tacy, którzy zechcą to dogłębnie sprawdzić i nie zadowolą się twierdzeniami prezesa ENEA, ABW czy trzech instancji prokuratury poznańskiej, iż zarzuty Borowiaka nie potwierdziły się? Czas pokaże...



Życie dopisało do powyższej historii niezwykle komplementarny ciąg dalszy: tzw. krącenie małych lodów, które ja próbowałem ujawnić i napiętnować, jest zwykle wierzchołkiem dużo większej góry lodowej, o której w dwóch artykułach (tekst 1. i tekst 2.) napisali dwaj dziennikarze "Rzeczpospolitej". Tej historii towarzyszy, niestety, tragiczna śmierć jednej z czołowych postaci tej opowieści... (czyżby kolejna ofiara grasującego po POlsce Tuska seryjnego samobójcy?).




Sprawa przekrętów w ENEA toczy się dalej, zamiatanie pod dywan najwyraźniej okazuje się nieskuteczne... Dalsze szczegóły ujawniła Gazeta Finansowa w artykule dr. Leszka Pietrzaka, nadciągające zaś czarne chmury nad szefa ABW zapowiada w swym tekście portal "niezalezna.pl", jak wiemy dzisiaj chmury te wylały Bondaryka z posady... "Rzeczpospolita" wprost łączy fakt dymisji Bondaryka ze sprawą ENEI.

Swą własną walkę o ujawnienie afer w ENEA prowadzi też m.in. poseł Jan Cedzyński. I choć to przedstawiciel partii, która nie należy do - delikatnie mówiąc - moich ulubionych, polecam jednak wyszukać w Google teksty tego posła dotyczącą ENEI, zwłaszcza jego liczne interpelacje poselskie (bowiem swoją stronę ów poseł już zlikwidował).

7-01-2013


Powrót