Koncepcja reorganizacji szkolnictwa wojskowego

opracowana w Departamencie Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON jesienią AD 2000



Stan aktualny (jesień 2000)

Jesienią 2000 roku na system szkolnictwa wojskowego składały się następujące struktury:
- 4 akademie wojskowe (Akademia Obrony Narodowej i Wojskowa Akademia Techniczna w Warszawie, Wojskowa Akademia Medyczna w Łodzi oraz Akademia Marynarki Wojennej w Gdyni)
- 4 wyższe szkoły oficerskie (3 związane z wojskami lądowymi: w Poznaniu, Toruniu i Wrocławiu oraz WSO Sił Powietrznych w Dęblinie)
- 10 centrów szkolenia (6 wojsk lądowych: w Poznaniu, Toruniu, Wrocławiu, Zegrzu, Pile i Olsztynie, 3 sił powietrznych: w Jeleniej Górze, Koszalinie i Oleśnicy oraz 1 marynarki wojennej w Ustce)
- 2 licea wojskowe: lotnicze w Dęblinie i muzyczne w Gdańsku
- wojskowe studium języków obcych w Łodzi
- 2 studia wojskowe przy wyższych szkołach morskich w Gdańsku i Szczecinie.

Bałagan organizacyjny w szkolnictwie wojskowym ujawnia się m.in. w pogmatwanej podległości służbowej powyższych struktur, zupełnie abstrahującej od istnienia wyspecjalizowanego departamentu w MON - Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego. I tak: 3 akademie (AON, WAT i WAM) podlegają bezpośrednio ministrowi, 3 WSO (Poznań, Toruń i Wrocław) oraz 6 centrów szkolenia podlegają dowódcy wojsk lądowych, WSO w Dęblinie, 3 centra szkolenia i liceum lotnicze - dowódcy wojsk lotniczych i obrony powietrznej, Akademia Marynarki Wojennej i centrum w Ustce - dowódcy marynarki wojennej, studium językowe w Łodzi - dyrektorowi Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego i wreszcie liceum muzyczne w Gdańsku - dyrektorowi Departamentu Społeczno-Wychowawczego.

Przedstawiony wyżej system pracuje na rzecz poziomów edukacji, odpowiadających istniejącym aktualnie trzem korpusom osobowym: podoficerskiemu (podoficerskie szkoły zawodowe w centrach szkolenia, nota bene od 1997 roku nie prowadzące swej działalności), chorążych (11 szkół chorążych, usytuowanych przy niektórych akademiach, WSO i centrach szkolenia) i oficerskiemu (akademie, WSO i szkoły podchorążych rezerwy).

Szkolnictwo wojskowe dysponuje obszerną i dobrze wyposażoną bazą dydaktyczną, pozwalającą na objęcie kształceniem, szkoleniem i doskonaleniem zawodowym znacznie większej liczby słuchaczy, niż wynoszą aktualne - a tym bardziej przewidywane - potrzeby sił zbrojnych. Konieczna jest zatem redukcja i reorganizacja systemu szkolnictwa wojskowego, ale nie powinna być ona tylko chaotyczną, ślepą i bezrefleksyjną redukcją personelu, infrastruktury i obiektów, za którą schowany jest często interes, ale nie Wojska Polskiego! Zbyt często widać bowiem najpierw kosztowne remonty i modernizacje majątku wojskowego, który w ten sposób "przygotowany" wychodzi niebawem ze spisu inwentarzowego resortu - trudno w takiej sytuacji nie podejrzewać korupcji! W podobny sposób przebiega np. proces "ucywilniania" Wojskowej Akademii Technicznej, na bazie majątku której powstała Szkoła Wyższa Warszawska. O traktowaniu przy wszelkich reorganizacjach żołnierzy zawodowych zatrudnionych w systemie szkolnictwa wojskowego (nie tylko tutaj zresztą) już nie wspomnę...


Główne założenia zaproponowanych przez nas zmian

1. Likwidacja na przestrzeni najbliższych 6 lat wszystkich akademii i wyższych szkół oficerskich, utworzenie jednej silnej i zintegrowanej uczelni: Uniwersytetu Obrony Narodowej (UON) z wydziałem strategiczno-obronnym i wydziałami technicznymi oraz czterema wydziałami zamiejscowymi: lekarskim w Łodzi, wojsk lądowych w Poznaniu, lotniczym w Dęblinie oraz morskim w Gdyni. UON stałby się uczelnią wojskową, która daje absolwentom - oficerom solidne i cenione również w świecie cywilnym wykształcenie akademickie najpierw pierwszego stopnia (inżynier lub licencjat, za wyjątkiem wydziału lekarskiego, gdzie prowadzone byłyby jednolite studia magisterskie), z możliwością ukończenia magisterskich studiów uzupełniających, podyplomowych czy także doktoranckich. Z dyplomem UON oficerowie odchodzący "do cywila" z kolejnych szczebli kariery nie mieliby problemów, jakie dzisiaj mają ich koledzy - mimo zabiegów tzw. akcji rekonwersyjnej. UON nie miałby problemów z nasyceniem samodzielnymi pracownikami nauki, jak to dzisiaj obserwujemy w niektórych istniejących szkołach oficerskich, wyższych tylko z nazwy...

2. Gruntownej zmianie ulec powinien system finansowania uczelni wojskowych: dzisiaj z budżetu MON pokrywane są wszystkie koszty utrzymania akademii i WSO - nawet te, które nie są związane z potrzebami resortu, jak choćby kształcenie coraz liczniejszych w tych uczelniach zastępów studentów cywilnych. Budżet MON byłby - wg naszego projektu - obciążony kosztami wykształcenia wyłącznie zamówionej wcześniej w UON liczby podchorążych - przyszłych oficerów, natomiast o środki na kształcenie innych osób autonomiczna uczelnia, jaką byłby UON, musiałaby zabiegać już sama. Również wówczas spadłby z barków planistów w Sztabie Generalnym problem "krojenia" etatów dla akademii i WSO - o liczbie potrzebnych uczelni pracowników wszystkich szczebli decydowałby sam UON na podstawie swych zadań i towarzyszącemu tym zadaniom budżetowi. Nie słychać byłoby wówczas wypowiedzi niektórych "oszczędnych" generałów: "a po co nam tyle tych doktorów w szkolnictwie?" (wypowiedź autentyczna!).

3. Wojskowy system edukacyjny powinien zapewnić wykształcenie oficera bardziej o cechach menedżerskich, niż wąsko inżynierskich. Niezbędne jest ścisłe powiązanie modelu kształcenia i doskonalenia kadr z pragmatyką wyznaczania na kolejne stanowiska służbowe oraz mianowania na kolejne stopnie wojskowe. W tym celu stworzyć należy spójny system kształcenia kursowego (przy likwidacji podoficerskich szkół zawodowych, jako nie wpisujących się do systemu edukacji narodowej) w oparciu o istniejące centra szkolenia (do stopnia kapitana włącznie), a na wyższych poziomach o bazę UON. Należy przywrócić wojsku polskiemu prawidłową piramidę struktury kadrowej: więcej podoficerów niż oficerów, więcej oficerów młodszych niż oficerów starszych! Im wyższe stanowisko i związany z nim stopień wojskowy, tym wyższe wykształcenie (pełne studia magisterskie tylko dla około 20 - 30% dawnych podporuczników, studia podyplomowe i ewentualnie doktoranckie - prowadzone w UON - dla kandydatów na najwyższe stanowiska) i większa ilość ukończonych kursów szkoleniowych.

4. Należy stopniowo likwidować korpus chorążych i związane z nim szkoły chorążych. Funkcje chorążych w naszej armii powinien przejmować korpus podoficerski, przy założeniu jego coraz lepszego przygotowania i docelowej rekrutacji kandydatów na podoficerów zawodowych spośród osób posiadających maturę - co będzie łatwiejsze przy zrealizowaniu zapowiedzi upowszechnienia świadectwa dojrzałości w zreformowanym systemie edukacji narodowej. Kandydaci z maturą, po odbyciu zasadniczej służby wojskowej, byliby kierowani na kurs podoficerski i dalej do służby kontraktowej. Natomiast żołnierze służby zasadniczej jeszcze bez matury, zainteresowani służbą zawodową, byliby zobligowani do uzyskania matury w okresie służby nadterminowej w trybie indywidualnym. Dopiero po kilku kolejnych kontraktach najlepszym proponowano by przejście do służby stałej.

5. Należy - w miejsce szkół podchorążych rezerwy - przywrócić istnienie szkół oficerów rezerwy (na bazie centrów szkolenia), które dałyby studentom uczelni cywilnych możliwość uzyskania pierwszego stopnia oficerskiego w trakcie trwania studiów, stanowiąc liczące się źródło pozyskiwania kadr oficerskich do służby kontraktowej. Wspierać należy inicjatywy proobronne, np. Ligę Akademicką.


Oczekiwane efekty

Utworzenie wielowydziałowego UON pozwoliłoby na znaczne zredukowanie obecnych struktur, które są powielane w każdej istniejącej akademii wojskowej i WSO. System finansowania UON na bazie liczby zamawianych corocznie absolwentów wymusiłby racjonalizację zatrudnienia nie tylko wśród kadry naukowo-dydaktycznej, ale głównie wśród personelu pomocniczego i administracyjnego. Przypomnieć warto raz jeszcze, że w miejsce 4 akademii i 4 WSO powstałaby tylko jedna uczelnia: UON. Likwidacji uległoby również 11 szkół chorążych i 10 podoficerskich szkół zawodowych.

Przyjęcie algorytmu, wychodzącego od precyzyjnego określania zapotrzebowania na absolwentów UON na każdym kierunku studiów oraz na żołnierzy szkolonych w każdej występującej w centrach szkolenia specjalności (co wynikać musi z precyzyjnie z kolei określonej struktury sił zbrojnych i polityki kadrowej w wojsku) - daje możliwość rozsądnego i logicznego planowania przyszłego kształtu systemu szeroko rozumianego i kompleksowego szkolnictwa wojskowego. Dokonywanie cięć i gwałtownych reorganizacji w szkolnictwie wojskowym bez uwzględnienia powyższego algorytmu jest wyłącznie działaniem na szkodę polskich sił zbrojnych i bezpieczeństwa narodowego! Pamiętać trzeba, że zniszczone nieprzemyślaną decyzją środowisko naukowo-dydaktyczne odtwarzać trzeba przez wiele lat. Również efekty błędnych decyzji uwidocznią się za kilka lat - kiedy np. ukończą studia ostatni studenci zlikwidowanej uczelni.


Konkluzja

Racjonalne przesłanki, reprezentowane w propozycjach Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON, które starałem się opisać skrótowo powyżej, nie mogły znaleźć uznania czy choćby tylko zrozumienia w kierownictwie MON pod przywództwem ministra Komorowskiego. Ważniejsze są tu bowiem inne kryteria wyboru i inne interesy...

Z przyjemnością konstatuję natomiast duże zrozumienie, jakie dla naszej koncepcji przejawiał Sztab Generalny, który próbował bronić z naszej propozycji jak najwięcej w kolejnych swoich koncepcjach, do opracowania których został zobligowany przez min. Komorowskiego (po odsunięciu od tych spraw Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego - mimo iż są to nasze zadania, wynikające wprost ze statutu Ministerstwa Obrony Narodowej!).

W końcu - jak się dowiaduję - za stworzenie ostatecznej koncepcji reorganizacji szkolnictwa wojskowego wziął się protegowany ministra Komorowskiego - generał Bogusław Smólski, niedoszły dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Nota bene w przeszłości gen. Smólskiego zdegradowano z funkcji dyrektora jednego z departamentów MON - co nie przeszkodziło w powierzeniu mu przez min. Onyszkiewicza funkcji radcy ministra, którą pełni zresztą nadal... Ot, tzw. "warszawka"!

Powrót