Subject:
o odpowiedzi min. Komorowskiego
Date:
Mon, 23 Jul 2001 16:31:46 +0200
From:
Chris BOROWIAK <borowiak@sylaba.poznan.pl>
To:
remi77@kki.net.pl
attn: Pan Poseł Bogdan Lewandowski
Panie Pośle!
Nawiązuję do Pańskiego telefonu i wysyłam mój komentarz dotyczący odpowiedzi ministra Komorowskiego na Pańskie zapytanie poselskie w mojej sprawie.
Zacznę jednak od pewnego wprowadzenia w scenerię. Otóż po wygraniu konkursu i rozpoczęciu pełnienia obowiązków 15 maja 2000 roku zastałem Departament Nauki i Szkolnictwa Wojskowego w stadium mniej niż prenatalnym - departament istniał tylko na papierze. Nie było pomieszczeń, nie było żadnego sprzętu biurowego, ani jednego komputera czy telefonu, za to byli już przyjęci przez kogoś prawie wszyscy pracownicy cywilni. Do dzisiaj nie wiem, przez kogo przyjęci, domyślam się, że przyjął ich gen. B. Smólski - radca ministra, swego czasu dyrektor departamentu w pionie zakupów sprzętu dla wojska, za nieprawidłowości usunięty ze stanowiska (była w tej sprawie kontrola NIK), "w nagrodę" mianowany przez min. Onyszkiewicza na zajmowane do dziś stanowisko i utrzymany na tym stanowisku przez min. Komorowskiego.
Otóż gen. Smólski "szykował się" na moje stanowisko (już chyba pełnił nawet obowiązki dyrektora "mego" departamentu) i on chyba przyjął tych cywilów: żadna z tych osób nigdy nie miała nic wspólnego ani ze szkolnictwem, ani z nauką wojskową. Natomiast drugą część personelu, żołnierzy zawodowych, wciskano mi zewsząd wielu, tu jednak postawiłem się i zacząłem sam wybierać sobie współpracowników. W ten sposób musiałem walczyć po kilka miesięcy o każdego lepszego i merytorycznie przygotowanego do naszych zadań oficera.
Nie muszę dodawać, że utrudniano mi moją misję na każdym kroku. Nie miałem zbyt wielu sojuszników... Proszę nie zapominać, że byłem pierwszym i jedynym dyrektorem-cywilem z konkursu! Dostaliśmy zastępcze pomieszczenia (tak wtedy mówiono...) na poddaszu Agencji Mienia Wojskowego z odpadającymi tynkami (także w moim gabinecie); remontu czy choćby odmalowania ścian też się nigdy nie doczekaliśmy, podłogi uginały się na starych drewnianych dźwigarach, wszystko skrzypiało. W takich warunkach przez wiele miesięcy przyjmowałem gości z różnych ambasad i krajów NATO!
Gorsze było jednak traktowanie naszego departamentu przez min. Komorowskiego. Mimo jednoznacznie określonych w Regulaminie Organizacyjnym MON i innych dokumentach zadań i obowiązków - sprawy nauki i szkolnictwa wojskowego toczyły się często poza nami, nie zapraszano nas na wiele posiedzeń kierownictwa MON, na których podejmowano ustalenia czy decyzje w naszym zakresie kompetencji. Moi oficerowie często słyszeli: "Po co wy się wysilacie, jeśli i tak wasz departament jest przeznaczony do rozwiązania!". Na moje pisemne prośby o wyjaśnienie naszej sytuacji minister Komorowski nie raczył odpowiadać w ogóle...
Mimo trudnych - przyzna Pan Poseł - warunków pracy udało nam się przygotować spójny i logiczny program restrukturyzacji szkolnictwa wojskowego. Opisałem go na jednej ze swych stron internetowych pod adresem:
http://www.icpnet.pl/~borowiak/reforma.html
Mówiąc skrótowo, uważaliśmy, że resortu nie stać na utrzymywanie więcej niż jednej wyższej uczelni wojskowej (obecnie jest ich osiem!): Uniwersytetu Obrony Narodowej. Protestowaliśmy też przeciwko "prywatyzacji" Wojskowej Akademii Technicznej i żerowaniu na jej majątku Szkoły Wyższej Warszawskiej czy innych tworów ("Naukowy Park Technologiczny na Bemowie"). Wskazywaliśmy również na nieekonomiczną i nieracjonalną lokalizację Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, zamiast w lepiej do tego predestynowanym Poznaniu. Minister Komorowski był głuchy na nasze argumenty, nie chciał ich wysłuchiwać, jak już powiedziałem: ignorował nasz departament. W jakim celu w takim razie wyrzucano w błoto duże pieniądze na utrzymanie departamentu? (m.in. choćby 32 pensje wszystkich pracowników płacone co miesiąc - wg optyki Komorowskiego - niepotrzebnie!).
Próbowałem interweniować na te nieprawidłowości u wielu decydentów, wymieniam ich wszystkich na swej stronie:
http://www.icpnet.pl/~borowiak/mon.html
Nie uważałem to za nielojalność względem pracodawcy, gdyż do moich głównych zadań (jako członka korpusu służby cywilnej) należy ochrona interesów państwa, racjonalne gospodarowanie środkami publicznymi, rzetelne i bezstronne wykonywanie zadań (art. 67 Ustawy o służbie cywilnej). Nie musi to być tożsame z ochroną interesów tego czy innego ministra, który podejmuje decyzje niezrozumiałe, sprzeczne z rachunkiem ekonomicznym, wskazujące na uwikłanie w interesy grup nacisku istniejących w wojsku etc. Taki był wszakże cel powołania służby cywilnej w III RP!
Minister Komorowski posunął się w walce z naszym departamentem tak daleko, że dysponował nagraniem rozmowy z mego telefonu komórkowego do Przewodniczącego Sejmowej Komisji Obrony Narodowej posła Głowackiego, który wobec świadków zaprzeczył jakoby przekazywał to nagranie min. Komorowskiemu. Nagranie to z nieukrywaną satysfakcją prezentował mi min. Komorowski na przełomie roku 2000/2001 stawiając przede mną alternatywę: albo sam się zwolnię, albo zostanie wszczęte przeciwko mnie postępowanie dyscyplinarne. Wybrałem drugą opcję, ale i to ominięto, wykorzystując moją obecność na posiedzeniu Sejmowej Komisji Obrony w trakcie zwolnienia lekarskiego.
I tak przechodzę do szczegółów z odpowiedzi min. Komorowskiego, którą Pan Poseł otrzymał.
Zgadzam się, że do moich obowiązków należy "dbałość o dobro zakładu pracy i lojalność wobec pracodawcy". Jednak ja lojalność wobec pracodawcy rozumiem inaczej, niż do tego przywykł pan Komorowski. Dla mnie interes Państwa Polskiego stoi dużo wyżej, niż interes ministra, tym bardziej wówczas, gdy widzę między nimi istotne rozbieżności! Nie można napisać, że podejmowane przeze mnie próby nagłośnienia nieprawidłowości w MON poza tą instytucją "mogłyby zaszkodzić dobru zakładu pracy"! One służyły dobru Wojska Polskiego i resortu, w którym pełniłem swoje obowiązki.
Nieprawdą jest, iż "dyrektor Borowiak znaczną część swojego pobytu na zwolnieniu lekarskim poświęcił na publiczną krytykę założeń reformy szkolnictwa wojskowego". Moje zwolnienie lekarskie w styczniu 2001 roku spędziłem w domu, w Poznaniu i nigdzie nie występowałem publicznie na temat reformy szkolnictwa wojskowego. Również przed okresem zwolnienia lekarskiego nie wypowiadałem się o tych sprawach publicznie (poza oczywiście naradami resortowymi temu zagadnieniu poświęconymi). Posiedzenie komisji sejmowej w dniu 31 stycznia było pierwszą wypowiedzią udzieloną przeze mnie poza resortem. Tekst mej wypowiedzi, przerwanej zresztą przez posła Głowackiego, jest dostępny w Internecie na stronach Sejmu RP.
Drugim ważnym minięciem się z prawdą jest twierdzenie, że "założenia reformy szkolnictwa wojskowego [były] wstępnie zatwierdzone przez ministra obrony narodowej i polityczne kierownictwo resortu obrony". Dokument nieznanego autorstwa (bo wyparli się go generałowie ze Sztabu Generalnego), przedstawiony komisji sejmowej 31.01.2001, nie był zamkniętą i zatwierdzoną przez kogokolwiek z MON koncepcją reorganizacji szkolnictwa wojskowego. Nasz departament nie był do końca mej pracy NIGDY poinformowany o podjęciu jakichkolwiek rozstrzygnięć w tej materii, a tym bardziej o zatwierdzeniu (choćby wstępnym) któregokolwiek rozwiązania! Nawet minister Diem (a więc członek "politycznego kierownictwa resortu obrony") na jednym z posiedzeń tegoż kierownictwa miał głośno protestować przeciwko zajmowaniu się koncepcją przez Sztab Generalny (bo takie rozwiązanie forował min. Komorowski), gdy jest w strukturach MON specjalny departament o takich właśnie zadaniach!
Kolejne kłamstwa: na owym posiedzeniu komisji sejmowej "pan Borowiak - będąc jako dyrektor departamentu zobowiązany do prezentowania stanowiska resortu - ponownie publicznie krytykował propozycje ministra i przedstawiał się - niezgodnie z prawdą - jako osoba w Ministerstwie Obrony Narodowej prześladowana, której zwolnienie jest praktycznie przesądzone". Po kolei: nie mogłem prezentować stanowiska resortu, bo takiego stanowiska - wg mej najlepszej wiedzy - jeszcze nie było, a przynajmniej nam go nie przedstawiono, abyśmy mogli je prezentować. Materiał, który MON wysłał do Sejmu był nieznany nie tylko nam, w Departamencie, ale także nie widział go na oczy (co jest w stenogramie posiedzenia komisji sejmowej) główny przedstawiciel MON na tym posiedzeniu, min. Lipka! Kłamliwe argumenty w tym miejscu zresztą poniosły autora odpowiedzi dla Pana Posła, bo w innym miejscu dowodzi się, że nie miałem prawa uczestniczyć w tym posiedzeniu będąc na zwolnieniu lekarskim. Jak więc mogłem jednocześnie być "zobowiązany do prezentowania stanowiska resortu"?
Czy byłem w MON prześladowany? Opisałem naszą sytuację na początku listu - pozostawiam ocenę Panu Posłowi. Dodam do tego przypadek obcięcia mi grudniowej nagrody okresowej za "zbytnią samodzielność" zaprezentowaną w wywiadzie dla "Polski Zbrojnej" (link o adresie:
http://www.polska-zbrojna.pl/artykul.html?id_artykul=102)
O przesądzonym już moim zwolnieniu z MON po odtworzeniu mego telefonu do posła Głowackiego też już napisałem.
Czytamy dalej w odpowiedzi: "Swoim działaniem dyrektor Borowiak nie tylko zmierzał do podważenia autorytetu kierownictwa resortu, złamał również zasadę apolityczności wiążącą członków korpusu Służby Cywilnej". Ukazanie nierzetelności decyzji ministra jest niewątpliwie podważeniem jego autorytetu, jeśli oczywiście takowy posiada. Nie rozumiem natomiast zupełnie drugiej części zarzutu. Nigdy w swej pracy w MON nie manifestowałem publicznie moich poglądów politycznych. Nie tworzyłem ani nie uczestniczyłem w żadnej partii politycznej, nie byłem radnym, nie uczestniczyłem w strajku lub akcji protestacyjnej - a tylko takie naruszenia apolityczności wymienia Ustawa o służbie cywilnej! Przygotowując projekt reformy szkolnictwa wojskowego realizowałem wyraźne polecenie ministra.
O zwolnieniu lekarskim nie będę pisał, bo jest to śmieszna argumentacja. Gdybym na posiedzeniu komisji sejmowej znał stanowisko resortu i bronił go niczym Rejtan, nikt nie zarzuciłby mi tego "ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych". Ponieważ jednak mówiłem prawdę i samą prawdę (niech mi ktoś udowodni choć jedno kłamstwo!), znaleziono wygodny pretekst na krnąbrnego urzędnika, który nie wpasował się w tzw. "warszawkę" i trzeba go załatwić. Co też uczyniono...
Jest jeden fakt: na posiedzenie to byłem zaproszony przez min. Lipkę i ten szczegół, jak również szacunek dla Sejmu RP i ważność omawianej tematyki kazałyby mi się zwlec z łóżka nawet w cięższym stanie, niż wtedy byłem! A poza tym na druku zwolnienia lekarskiego była wyraźna adnotacja: "chory może chodzić"!
Tyle moich uwag, zrobi Pan Poseł z nich taki użytek, jaki uzna za stosowne.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie sprawą.
dr inż. Krzysztof Borowiak
23.07.2001
--
mailto:borowiak@sylaba.poznan.pl
http://www.borowiak.prv.pl