07.03.01 Nr 56
A może warto przesłać ten tekst Państwa znajomym?

Adres odbiorcy (do):

Adres nadawcy (od):


Krzysztof Borowiak proponował radykalne zredukowanie szkół wojskowych i nie pracuje już w Ministerstwie Obrony Narodowej

Mała armia, jeden uniwersytet

ZBIGNIEW LENTOWICZ

Zamiast obecnych czterech wojskowych akademii i czterech szkół oficerskich wystarczy jeden uniwersytet obrony. Zmniejszająca się armia nie potrzebuje aż tylu absolwentów, ilu niegdyś, poza tym najwyższy czas redukować koszty kształcenia oficerów. Dziś są one u nas takie jak w Belgii, wyższe niż w Grecji czy Portugalii, a to przecież bogatsze od Polski kraje.

Tak twierdzi Krzysztof Borowiak, do niedawna szef Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. 5 lutego, dziewięć miesięcy po wygraniu konkursu Ministerstwa Obrony Narodowej, Borowiak (wcześniej nauczyciel akademicki w dziedzinie telekomunikacji Politechniki Poznańskiej i specjalista od zarządzania) przestał kierować departamentem.

- Choć oficjalnie podane przyczyny zwolnienia są inne, wiem, że tak naprawdę jest jeden - proponując radykalne rozwiązania, naraziłem się w MON wpływowym grupom - twierdzi Borowiak. Mówi, że najpierw, zanim "utracił zaufanie ministra", przeżył szok. Nie mógł się odnaleźć w MON - brakowało mu w samym kierownictwie resortu jasnych reguł kadrowych i rozgraniczenia odpowiedzialności. - Krzyżujące się kompetencje to zmora w tym ministerstwie - mówi. Zarzuca ministrowi obrony narodowej, że ignoruje zasady zatrudniania kadr obowiązujące w służbie cywilnej, bo łatwiej przesuwać ludzi, stosując przepisy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych.

W sierpniu ubiegłego roku, kiedy kładziono w MON podwaliny pod sześcioletni program przebudowy i modernizacji sił zbrojnych, departament Borowiaka zaproponował radykalną redukcję szkolnictwa wojskowego. - Nie chciano nas nawet wysłuchać. W pracach nad reformą szkół pomijano opinie mojego departamentu, choć to my odpowiadaliśmy za nauczanie i badania w wojsku - mówi Borowiak.

Bez profesorów

- Oceniam zapotrzebowanie armii na 700 - 800 absolwentów rocznie, a wciąż kształcimy wielokrotnie więcej - wskazuje. Jego zdaniem wojsku potrzebna jest jedna silna uczelnia, a nie osiem, z których prawie połowa nie powinna mieć uprawnień do prowadzenia studiów wyższych, bo brakuje w nich samodzielnych pracowników nauki - doktorów habilitowanych i profesorów. W żadnej z czterech szkół oficerskich nie pracuje na pełnym etacie choćby jeden profesor.

WOJSKOWE SZKOLNICTWO, STAN OBECNY

Akademie

Akademia Obrony Narodowej Warszawa

Wojskowa Akademia Techniczna Warszawa

Wojskowa Akademia Medyczna Łódź

Akademia Marynarki Wojennej Gdynia

Wyższe Szkoły Oficerskie

WSO im. Tadeusza Kościuszki (wojska zmechanizowane) Wrocław

WSO im. Stefana Czarnieckiego (wojska pancerne) Poznań

WSO im gen. Józefa Bema (artyleria) Toruń

WSO Sił Powietrznych Dęblin

Borowiak mówi, że nie da się dłużej tolerować sytuacji, w której minister nie wie dokładnie, jakie są rzeczywiste koszty kształcenia oficera, bo wtedy nie sposób ocenić, na przygotowanie jakiej liczby młodych kadr MON stać. - Najlepszą drogą do stworzenia racjonalnego systemu powinno być kontraktowanie przez ministra usług w uczelni - twierdzi Borowiak. Wiadomo wówczas, w jakiej części kosztów utrzymania szkoły musi partycypować budżet armii, a ile uczelnia sama musi zarobić na utrzymanie.

Kształcenie podchorążych w wojskowej uczelni musi być droższe niż na przykład studia na politechnice - kosztowne są elementy szkolenia wojskowego, dochodzi fundowane przez państwo utrzymanie, umundurowanie. Jak wyliczyli eksperci Sztabu Generalnego, różnice są jednak szokujące. Edukacja jednego słuchacza wyższej szkoły wojskowej kosztuje 55 tysięcy złotych rocznie, podczas gdy cywilna, najdroższa akademia medyczna w kraju przygotowuje w tym samym okresie lekarza za 12,5 tys. zł.

Wojskowe szkoły ciągle utrzymują olbrzymią kadrę. Według Borowiaka jeden nauczyciel przypada w nich na dwóch słuchaczy. W 2000 roku na szkolnictwo przeznaczono 4,5 procent budżetu MON, czyli znacznie ponad pół miliarda złotych.

Bez Borowiaka

Radykalny pomysł integrowania wyższych szkół wojskowych opracowany w departamencie Borowiaka nie ma, jak się wydaje, szans na realizację. Oficjalnie MON nie chce komentować zwolnienia dyrektora. Major Jerzy Smoliński, rzecznik ministra obrony narodowej, mówi, że jest mu przykro, iż wysoki urzędnik strategicznego resortu tak łatwo rzuca publicznie oskarżenia. - Postanowiliśmy nie wypowiadać się w sprawie pana Borowiaka, bo, jak wiemy, skierował sprawę do sądu pracy i nasz komentarz mógłby być odbierany jako próba wywierania nacisku na sędziów.

- Nie konsultował swoich pomysłów, drażnił pewnością siebie - ma za złe Borowiakowi jeden z wysokich oficerów w ministerstwie.

Najnowsza koncepcja MON, którą dyrektor Borowiak może już tylko prywatnie recenzować, zakłada zasadniczą ewolucję filozofii kształcenia wojskowych kadr. Następować ma odchodzenie od typowych szkół zawodowych. Nadchodzi czas kształcenia ustawicznego, dokształcania, uzupełniania wiedzy i podnoszenia kwalifikacji kadry na specjalistycznych kursach. Już od pewnego czasu modelu tego próbuje Akademia Marynarki Wojennej. Nowe centra szkoleń tworzone będą przede wszystkim przy uczelniach. Tych jednak ma być o połowę mniej niż obecnie. Program reformy zakłada utworzenie z trzech istniejących szkół jednej uczelni kształcącej oficerów wojsk lądowych, utrzymanie akademii i szkoły w marynarce i lotnictwie. Warszawska Wojskowa Akademia Techniczna ma stopniowo przekształcać się w uczelnię cywilną, a kształcąca dowódców i sztabowców rembertowska Akademia Obrony Narodowej powinna bardziej otworzyć się na przygotowywanie kadr cywilnych. Zmiany nie są przesądzone, pracuje nad nimi zespół powołany w MON, kierowany przez generała Bogusława Smólskiego. Według programu modernizacji i przebudowy armii tak zarysowana reforma powinna doprowadzić do zmniejszenia kadr w szkolnictwie o połowę. Według obecnych wyliczeń w przybliżeniu o 270 milionów złotych zmniejszą się też wydatki na wojskowe szkoły.

W tym roku z powodu nadmiaru kadr nie będzie naboru do wyższych szkół oficerskich i niektórych akademii - zadecydował minister obrony narodowej.

Wciąż ważą się losy łódzkiej Wojskowej Akademii Medycznej. Na jednym z ostatnich posiedzeń Sejmowej Komisji Obrony Narodowej były minister Janusz Onyszkiewicz nie bez sarkazmu potwierdził, że zmagania związane z rozstrzygnięciem - rozwiązać WAM czy nie, trwają już jedenaście lat. - Zmierzamy do utworzenia w Uniwersytecie Łódzkim autonomicznego wojskowego wydziału medycznego, który przejąłby część potencjału WAM i zająłby się także dokształcaniem armijnej służby zdrowia - mówi gen. Smólski.-


| Bez polskich znaków |
| Dzisiejsze wydanie | Z ostatniej chwili | Archiwa | Serwis Prawny | Serwis Ekonomiczny | Spis treści | Ogłoszenia
| Regiony | Początek | Księgarnia | Galeria | Instytucje, urzędy | Rzeczpospolita | Zespół | Poczta | Prenumerata | Klub | Reklama
© Copyright by Presspublica Sp. z o.o.