Rzeczpospolita
23.02.02 Nr 46
A może warto przesłać ten tekst Państwa znajomym?

Adres odbiorcy (do):

Adres nadawcy (od):


Grzech w Pałacu Arcybiskupim

  • Papież podejmie właściwe decyzje
  • KOMENTARZ: Przeciąć milczenie
  • FOT. (C) MAREK LAPIS/TAMTAM

    JERZY MORAWSKI

    Nikt z moich informatorów - duchownych i osób świeckich - nie zgodził się na publiczne ujawnienie swego nazwiska. Rozmowy jednak nie odmawiali. Mówili przekonani, że publikacja prasowa pomoże w tym, z czym sobie sami nie poradzili. I że pomoże Kościołowi. Chodzi o seksualne molestowanie kleryków i księży przez poznańskiego arcybiskupa Juliusza Paetza.

    Ojciec jednego z kleryków seminarium duchownego mieszka blisko Poznania. Pewnego dnia syn niespodziewanie przyjechał do domu. Był wzburzony i poruszony.

    - Syn miał twarz bladą niczym sufit, nie mógł usiedzieć na krześle - mówi ojciec. - Nie chciał nic powiedzieć. W końcu wykrzyczał płacząc: "Nie wiedziałem, że nasz arcybiskup jest pedałem!". Mówił: "Spotkałem się z arcybiskupem". Nic więcej. Przez kilka godzin się miotał.

    Miał powołanie, był pełen wiary. Wezwał go do siebie arcybiskup. I wtedy coś się stało. Syn chciał zabrać dokumenty i opuścić seminarium. Powstrzymałem go.

    Wyjechał na dalsze studia kapłańskie za granicę. Co się wówczas stało u arcybiskupa i czy to ma dalsze konsekwencje? - pyta ojciec.

    Inny kleryk z seminarium zrelacjonował swoje spotkanie z arcybiskupem poznańskiemu księdzu. Był przerażony. Wiedział bowiem, że będzie musiał się dalej widywać z metropolitą. Na przykład w trakcie scrutinium, czyli rozmowy w cztery oczy z arcybiskupem. Taką rozmowę odbywa każdy kleryk trzykrotnie w trakcie nauki w seminarium duchownym. Ksiądz zdobył wcześniej doświadczenia i poradził klerykowi, jak ma się zachować:

    - Arcybiskup na przywitanie poda ci rękę, ty swoją wysuń, ale usztywnioną w łokciu. Tak, abyś szybko cofnął, gdy on uściśnie twoją dłoń. Poczuje twoje usztywnienie. To będzie dla niego sygnał, że nic z tobą nie wskóra.

    Przed dwoma laty arcybiskup zaprosił młodego księdza Jana (imię zmienione) na obiad. Ksiądz nie wiedział, dlaczego dostąpił tego zaszczytu. Hierarcha zaproponował mu studia zagraniczne, po których obejmie ważną funkcję w kurii. Była to nęcąca propozycja. Ksiądz Jan miał się zastanowić. Otrzymał numer telefonu na biurku arcybiskupa. Nastąpiło pożegnanie.

    - Uścisk dłoni i przysłowiowy misiu - opowiada ksiądz Jan. - Później arcybiskup przytulił mnie. Momentalnie poczułem, że coś jest nie tak. Odsunąłem się od niego i spojrzałem. Arcybiskup zaczął się tłumaczyć, że to takie baccione.

    FOT. (C) REMIGIUSZ SIKORA/PAP

    Ksiądz uczył się włoskiego i wiedział, że baccione oznacza buziak.

    - Uznałem to za gest homoseksualny. Przecież wiedziałem o skłonnościach arcybiskupa. Było o nich głośno. Spodziewałem się jednak, że potrafi się kontrolować.

    Czułe pożegnanie wzbudziło w księdzu odrazę. Po dwóch dniach zatelefonował. Arcybiskup zapytał, jak się sprawy mają. Ksiądz powiadomił go, że rezygnuje ze studiów.

    Zakaz wstępu dla arcybiskupa

    Obok poznańskiej katedry na Ostrowiu Tumskim znajduje się Pałac Biskupów, siedziba arcybiskupa. Wokół zabytkowe budowle wśród wysokich, rozłożystych drzew. Promienie lutowego słońca tracą przejrzystość, układają się w półcienie, w tajemne refleksy. Czuje się tu oddech wieków, powagi i dostojeństwa.

    Do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego położonego nie dalej niż 200 metrów wiedzie podziemne przejście pod ruchliwą ulicą. Rektor seminarium, ksiądz dr Tadeusz Karkosz nie odpowie na ani jedno pytanie. Prosi o zrozumienie.

    - Mnie chodzi tylko o dobro tych chłopaków, którzy są pod moją opieką - mówi i odchodzi. Jak mówią mi inni duchowni, rektor zdobył się na rzecz niebywałą. Zabronił arcybiskupowi odwiedzania seminarium.

    Poprzedni metropolita poznański Jerzy Stroba odwiedzał seminarium bardzo rzadko. Jego wizyty były zawsze poprzedzone przygotowaniami i miały odświętny charakter. Arcybiskup Juliusz Paetz wpadał natomiast często niezapowiedziany. Maszerował prosto do pokoju, gdzie mieszkają klerycy. Ksiądz rektor po "sprawach, które wyszły" oświadczył metropolicie wprost, że ma zakaz pojawiania się w seminarium bez uprzedzenia.

    - Normalnie rektor seminarium po takim oświadczeniu zostałby natychmiast odwołany. A tu arcybiskup przyjął wszystko w milczeniu. Na rektora nie spadły żadne kary. Czy w ten sposób nie przyznał się do winy? - pyta jeden z księży.

    Na zachowanie arcybiskupa klerycy skarżyli się przełożonym seminarium. Takich sygnałów było coraz więcej. Sprawa stawała się głośna. Kilka osób rozmawiało na ten temat z metropolitą.

    - W trakcie rozmów w cztery oczy arcybiskup zachowywał się spokojnie. Jak dyplomata. Nie zaprzeczał zbytnio faktom - mówi mi jeden z duchownych.

    Z metropolitą poznańskim próbował rozmawiać także prof. Maciej Giertych, ojciec Romana, jednego z przywódców Ligi Polskich Rodzin. Maciej Giertych mieszka w Kórniku obok Poznania. Jest znaczącą świecką osobą w diecezji. Gdy go pytam o rozmowę z arcybiskupem i "otoczkę" sprawy, prof. Giertych odpowiada jedynie: No comments, no comments...

    Maciej Giertych nie dał jednak za wygraną. Przetłumaczył z pisma "The Catholic World Report", wychodzącego w San Francisco, artykuł "Problemy homoseksualizmu wśród księży". Artykuł już po polsku, wydany jako broszurka, rozesłany został do różnych ważnych osób w diecezji poznańskiej i poza nią.

    Ani rozmowy z arcybiskupem, ani broszury nie przynosiły jednak żadnego rezultatu. Kolejni klerycy donosili o wypadkach w Pałacu Biskupów.

    Zazwyczaj jedna trzecia kleryków opuszcza seminarium przed jego ukończeniem. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile osób porzuciło poznańskie seminarium po kontaktach z arcybiskupem, które uznali za molestowanie homoseksualne.

    - Nikt przecież otwarcie nie powiedział, że z tego powodu odchodzi. Wiem jednak, iż dwóch kleryków właśnie dlatego odeszło. Jeden z nich jest teraz psychicznie chory - mówi ksiądz.

    Na początku września kilka osób duchownych i jedna osoba świecka wystosowały list do delegatów Episkopatu Polski na Synod Biskupów w Rzymie 2001. Wśród sygnatariuszy znalazł się m.in. ksiądz profesor Tomasz Węcławski, dziekan Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu, członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej, i Paweł Wosicki, przewodniczący Federacji na rzecz Życia Poczętego.

    Po opisaniu poznańskich wydarzeń autorzy listu twierdzili: "biskup diecezjalny swym postępowaniem zagraża diecezji". Pismo to otrzymał również nuncjusz apostolski w Polsce ks. biskup Józef Kowalczyk.

    Ksiądz Jan napisał także osobny list do nuncjusza. Zrelacjonował w nim własne spotkanie z arcybiskupem. Podkreślił, że z troską modli się w intencji arcybiskupa, iż istotą jego wystąpienia nie jest chęć rozbicia Kościoła czy doprowadzenie do skandalu. Chodzi - wyjaśnił - o uzdrowienie sytuacji.

    Nuncjusz przekazał zbiorowy list arcybiskupowi Paetzowi, a jego sygnatariuszom odpisał, że to lokalny problem. Na autorów protestu spadły, poza Pawłem Wosickim, kary kościelne. Dziś nie chcą się na ten temat wypowiadać.

    Non possumus księdza redaktora

    Pod koniec października ubiegłego roku metropolita zwołał nadzwyczajne zgromadzenie 40 dziekanów diecezji poznańskiej. (Dziekan to funkcja kościelna. Sprawujący ją jest przedstawicielem kurii na dziesięć parafii.) Arcybiskup Paetz poprosił o modlitwy w intencji jedności kapłanów z biskupami i opuścił zebranie. Dziekanom w obecności już tylko trzech biskupów pomocniczych zakomunikowano, że są ataki na arcybiskupa, iż pewne osoby w diecezji rozpowszechniają pomówienia na temat arcybiskupa. A jego zasługi są przecież powszechnie znane. Zapowiedziano dziekanom, że takie oświadczenie zostanie odczytane ze wszystkich ambon diecezji w najbliższą niedzielę. I poproszono o podpisanie oświadczenia, by zamanifestować jedność Kościoła w godzinie próby.

    Dziekani złożyli podpisy. Nieobecnych dziekanów z powodu choroby odwiedzali w domach biskupi pomocniczy. Zdobyli podpisy wszystkich.

    Jednak w piątek przed tamtą niedzielą poinformowano dziekanów, że podpisane przez nich oświadczenie nie będzie odczytane z ambon. Oświadczenie z ich podpisami powędrowało do Watykanu jako kontrdokument na list do delegatów na Synod w Rzymie. Dziekani poczuli się oszukani. Czterech zaprotestowało i złożyło rezygnację z urzędu.

    Ks. Roman Kostecki, proboszcz w Murowanej Goślinie, nie chce być dłużej dziekanem.

    - Moja rezygnacja wynika też z innego powodu - mówi ks. Kostecki.

    Zawiedli nas biskupi pomocniczy - to opinia kilku księży. - Biskup pomocniczy Zdzisław pytał nas, gdy poinformowaliśmy go o wszystkim: "co ja mam zrobić"? - wspomina jeden z duchownych. - Łapał się za głowę. A po tygodniu przyszedł do seminarium i odczytał w trakcie mszy świętej odezwę dziekanów o poparciu arcybiskupa. Czytał klerykom, którzy wiedzą, że jest inaczej, bo ksiądz arcybiskup próbował niejednego z nich przytulić.

    Arcybiskup Paetz postanowił broniące go oświadczenie dziekanów upowszechnić. Zamierzał je wydrukować w "Przewodniku Katolickim", tygodniku poznańskiej kurii, rozchodzącym się w nakładzie blisko 30 tysięcy. Ale redaktor naczelny "Tygodnika" ks. Jacek Stępczak odmówił publikacji "z racji niezgodności treści oświadczenia z własnym sumieniem" - tak twierdzą jego bliscy znajomi.

    Jeszcze tego samego dnia metropolita zdjął go z funkcji naczelnego redaktora. Ks. Stępczak otrzymał też zakaz wykonywania pracy duszpasterskiej w diecezji poznańskiej. W styczniu wyjechał na misję do Zambii.

    W kierowanym przez nowego redaktora "Przewodniku Katolickim" nie ukazało się jednak broniące arcybiskupa oświadczenie dziekanów. Metropolita już nie naciskał.

    Siedziba arcybiskupia w Poznaniu

    FOT. (C) TOMASZ REISS/TAMTAM

    List prodziekana

    4 listopada ubiegłego roku, w dniu urodzin Jana Pawła II, z ważnej funkcji wikarego kurii do spraw katechizacji zrezygnował ks. Romuald Niparko, prodziekan Wydziału Teologii UAM w Poznaniu. W kopii jego pisma, znajdującej się w posiadaniu członków Rady Biskupiej, a kierowanego do arcybiskupa Juliusza Paetza, o wielkim szacunku do metropolity poznańskiego świadczy już sam tytuł: "Ekscelencjo, Najdostojniejszy Książe Arcybiskupie Metropolito!".

    "Książe Kościoła, piszę do Ciebie w bólu. Szczególnie boleśnie dotyka mnie, ciągnąca się od wielu miesięcy sprawa odnosząca się wprost do osoby Waszej Ekscelencji. Przez długi czas pokrywało ją głuche milczenie, mające sprawić wrażenie jakoby się nic nie stało. Reakcje w formie pisemnych oświadczeń, które się w końcu pojawiły, pochodzą od współpracowników Waszej Ekscelencji i noszą niestety znamiona klasycznej manipulacji. Mamy tu do czynienia z naganną rzeczywistością".

    Adresat tego listu pozostał głuchy i na ten głos. Jedyną odpowiedzią arcybiskupa Paetza było pozbawienie księdza dr. Niparki wszystkich funkcji w kurii i w Radzie Biskupiej.

    Misja Ważnej Osoby

    Juliusz Paetz pochodzi z rodziny wielkopolskich bambrów. Jego przodkowie przybyli z Bambergii w Bawarii w XVII i XVIII wieku. Osiedlili się pod Poznaniem. Z czasem spolszczyli się zupełnie, ich potomkowie cierpieli za polskość w czasie okupacji. Ojciec arcybiskupa miał przed wojną masarnię i sklep na peryferiach Poznania.

    Juliusz urodził się w 1935 roku. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1959 roku. Ukończył Papieski Uniwersytet Gregoriański i Papieski Uniwersytet św. Tomasza "Angelicum" w Rzymie.

    W 1967 roku wyjechał ponownie do Rzymu. Został pracownikiem Sekretariatu Generalnego Synodu Biskupów u boku biskupa Władysława Rubina. Od 1976 do 1982 roku jako prałat antykamery papieskiej zostawał w bezpośredniej służbie papieży: Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Witał i zabawiał rozmową gości oczekujących na audiencję u papieża. W 1983 roku jako biskup objął diecezję łomżyńską. Arcybiskupem diecezji poznańskiej został w 1996 roku.

    Szybko zjednał sobie kapłanów i wiernych. Był uprzejmy, życzliwy i wrażliwy. Składał wizyty w domach zakonnych, odwiedzał siostry i księży diecezji. Jeździł na pogrzeby, gdy zmarł ktoś z rodziców jakiegoś księdza, przewodził konduktom pogrzebowym. Jak duchowny obejmował probostwo, osobiście go wprowadzał.

    - Przepadaliśmy za nim, i tu nagle te sprawy z klerykami. Szok - mówi mi starszy ksiądz. Próbowano sprawę zatuszować. Biskupi pomocniczy (w diecezji jest ich trzech) znali relacje ze spotkań z arcybiskupem. Bagatelizowali jednak sprawę.

    - Mówili do nas: "no, było coś takiego, ale trzeba dalej pracować, róbmy swoje". Nie ma jednoznacznego odporu przeciwko złu - opowiada duchowny.

    Nuncjusz nie reagował. Na interwencje słane do samego Rzymu nie było odpowiedzi.

    Wreszcie o poznańskiej sprawie dowiedziała się Ważna Osoba z Krakowa. Ważna Osoba jest dobrą znajomą papieża, przyjaźniącą się z Karolem Wojtyłą jeszcze w latach 50. i 60. Odwiedziła go w Watykanie. Ojciec Święty był poruszony jej relacją.

    Komisja z Watykanu

    29 listopada 2001 roku do Poznania przyleciała dwuosobowa komisja z Watykanu. W jej skład wchodzili Polacy, jeden z nich jest sędzią Roty Rzymskiej, najwyższego kościelnego trybunału. Na lotnisku czekały dwa samochody: jeden z seminarium, bo tam wysłannicy Watykanu mieli mieszkać i prowadzić śledztwo. Drugi samochód wysłał arcybiskup. Komisja wsiadła do samochodu arcybiskupa.

    Metropolita przyjął wysłanników Watykanu gościnnie. Gdy podziękowali za posiłek i chcieli udać się na nocleg do seminarium, gospodarz powiedział, że pokoje gościnne czekają w Pałacu Biskupów. Odmówili. Metropolita się obraził, nie przyjął ich, gdy chcieli się pożegnać przed powrotem do Rzymu.

    Komisja przez tydzień pracowała od rana do wieczora. Klerycy opowiadali swoje przypadki. Księża z Watykanu wypuszczali się też poza seminarium, by wysłuchać tych, którzy nie chcieli ujawnić się przyjściem na Ostrów Tumski. Przed komisją zeznawała matka byłego kleryka, który zapadł na chorobę psychiczną.

    Ksiądz Jan spotkał się z komisją watykańską w seminarium. Przedstawił kopie dokumentów, m.in. list do nuncjusza.

    - Opowiedziałem komisji mój przypadek. Oni pracowali już kilka dni i przypuszczam, że moja historia była niczym wobec tego, co słyszeli od innych księży i kleryków. Na końcu rozmowy podpisałem protokół zeznań.

    Komisja z Watykanu przesłuchała kilkudziesięciu świadków w większości mających przykre doświadczenia z arcybiskupem. Jej prace rozładowały napięcie w seminarium. Komisja zebrała też zeznania studiujących w Rzymie kleryków z diecezji poznańskiej.

    Jak długo Kościół może być tak poniżany?

    Poznań czeka na decyzję.

    - Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że arcybiskup nie może dalej pełnić funkcji - mówi mi jeden ze starszych duchownych. - Relacje o tym, co się stało, są wiarygodne. Nikt niczego nie kwestionuje. Modlę się, aby arcybiskup się odnalazł w tej sytuacji. On jednak zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

    Młodzi księża są bardziej radykalni. Jeden z nich tak mówi: - Jeśli atmosfera wokół arcybiskupa jest pro homoseksualna, to jak może się czuć młody człowiek, pełen zapału, wiary w swoje powołanie. Jak może się czuć w dniu kapłańskich święceń, gdy arcybiskup będzie wkładał jego ręce w swoje ręce i przysięgał w geście połączonych rąk? Nie chodzi o to, by poniżyć arcybiskupa jako osobę. Szczerze mu współczuję. Taki jest, jaki jest. Może z tego względu przeżywa tragedię.

    Inny duchowny dodaje: - Grzechy ciężkie mają to do siebie, że przypominają nałóg. Pijak, aby zacząć się leczyć, musi zrozumieć, że jest alkoholikiem. Musi się do tego przyznać: To moja słabość, muszę z nią walczyć. Gdyby arcybiskup powiedział: "Mam z tym problem...". Od tego powinno się zacząć nawrócenie.

    Ksiądz Jan stara się spojrzeć szerzej. - Występujemy przeciwko grzechowi, nie przeciwko człowiekowi. Nikt z nas nie uderza w urząd biskupa. Jesteśmy przeciwko złu. Osoba, która nosi ten grzech, piastuje godność biskupią. To jest też rana zadana Kościołowi. My to odczuwamy. Wiemy, że nadanie rozgłosu sprawie sprawi dużo bólu. Ale jak długo Kościół może być tak poniżany? To nas niepokoi. Niewiele się zmieni, gdy arcybiskup odejdzie w glorii chwały i otrzyma stanowisko gdzieś indziej, a proceder będzie trwał.

    Modlitwa e-mailem

    W herbie arcybiskupiego seminarium duchownego w Poznaniu jest motto: "Sanctitati et Veritati" - świętości i prawdzie.

    - To, co się u nas dzieje, jest zaprzeczeniem tych słów - mówi młody ksiądz.

    W styczniu poznańscy duchowni wezwali księży pocztą elektroniczną do umartwienia się i modlitwy w intencji archidiecezji.

    - Chodziło nam o uzdrowienie sytuacji - mówi jeden z inicjatorów akcji. - To była nasza oddolna inicjatywa. Wielu duchownych w to się włączyło. Wiem, że nasz e-mail o modlitwie dotarł do kurii. Modliliśmy się o to, aby Pan Bóg obdarzył nas łaską, żeby całe zło przestało istnieć i chwała boża zatriumfowała. Myślę, że arcybiskup naszą akcję właściwie odczytał. Ale cóż? Nie przejął się nią.

    Nikt z diecezjalnych duchownych głośno nie broni arcybiskupa. - Gdyby któryś z księży to zrobił, to nie tylko zrównałby się z grzechem, ale oznaczałoby to, że ma podobne skłonności - wyjaśnia duchowny.

    Część duchownych milczy. - Obawiamy się, że jeśli jeden z nas trafił za bronienie prawdy na misję, to podobny los czeka innych, którzy nie planowali wyjazdów - mówi wikary. - I nie chodzi o misję. Ksiądz Stępczak dostał zakaz pracy duszpasterskiej w diecezji poznańskiej. Taki zakaz dostaje ktoś, kto popełnił przestępstwo kościelne. A przecież ks. Stępczak niczego takiego się nie dopuścił.

    Apel katolickich intelektualistów

    Na początku lutego 2002 roku arcybiskup Paetz wyjechał do Rzymu. Wielu myślało, że na zawsze. Ale metropolita wrócił po tygodniu.

    Mimo prób nie udało się nam z nim skontaktować, choć arcybiskup otrzymał list "Rzeczpospolitej" z prośbą o rozmowę. Potwierdził to jego sekretarz ks. Krzysztof Michalczak.

    W ostatnich dniach zbiorowy list do abp. Paetza wystosowała grupa ponad 40 świeckich katolików ze środowisk: "Frondy", Klubów Inteligencji Katolickiej, "Nowego Państwa", Radia Plus, "Więzi" i "Znaku", a także przedstawiciele środowisk uniwersyteckich i dziennikarskich Poznania. Autorzy listu wyrazili przekonanie, że metropolita poznański powinien zawiesić sprawowanie swoich obowiązków biskupich i opuścić archidiecezję do czasu pełnego wyjaśnienia zarzutów. "...Wysuwane są wobec Księdza Arcybiskupa bardzo poważne oskarżenia (...), a w szczególności o homoseksualne molestowanie osób powierzonych jego pasterskiej pieczy" - piszą intelektualiści.

    Duchownych z Poznania, starających się od dwóch lat oczyścić sytuację w diecezji, wsparł Jarosław Gowin, redaktor naczelny miesięcznika "Znak".

    - Sprawa poznańska pokazuje świętość i grzeszność Kościoła - mówi Jarosław Gowin. - Twarz święta, to twarz księży poznańskich, którzy nie licząc się z konsekwencjami, przeciwstawili się złu. Twarz grzeszna to nie tylko dramatyczny przypadek abpa Paetza. Równie wielkim złem było bowiem to, że część instytucji kościelnych w Polsce sytuację w Poznaniu długo tolerowała czy wręcz tuszowała. Ta choroba struktur dowodzi, że Kościół polski potrzebuje samooczyszczenia.

    Nuncjusz apostolski w Warszawie ks. biskup Józef Kowalczyk nie zabierze w tej sprawie głosu. Nie wypowiada się bowiem na temat polskiego Kościoła, jak informuje mnie ksiądz z nuncjatury, który prosi o niepodawanie nazwiska.

    - Czy to prawda, że arcybiskup Paetz został zaproszony w najbliższych dniach do nuncjusza? - pytam.

    - Trudno jest mi taką informację potwierdzić albo jej zaprzeczyć - odpowiada anonimowy ksiądz z nuncjatury. Ale wielu z moich rozmówców jest przekonanych, że wkrótce nuncjusz papieski wręczy arcybiskupowi decyzję o przerwaniu jego pasterskiej misji w diecezji poznańskiej.-

    Papież podejmie właściwe decyzje

    Według dostępnej mi wiedzy, wiarygodność zarzutów stawianych abp. Paetzowi jest równie wysoka, co ich skala. Jeśli zarzuty się potwierdzą, mielibyśmy do czynienia z sytuacją karygodnego zgorszenia. Biskup, powołany do obrony ewangelicznych "najmniejszych", jawi się tu jako deprawator młodych ludzi pragnących całkowicie poświęcić życie BoguÉKażdy metropolita podlega bezpośrednio papieżowi. Jan Paweł II przysyłał już do Poznania swoich osobistych przedstawicieli. Jestem głęboko przekonany, że papież podejmie w tej sprawie decyzje, które umożliwią oczyszczenie zatrutej atmosfery w Kościele poznańskim, pozwolą ostatecznie wyjaśnić postawione zarzuty, zadośćuczynić wyrządzonym krzywdom i zainicjować proces niezbędnej odnowy. Co dalej? Powiem osobiście: tak samo wierzę w Boga; tak samo wierzę w jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół. W Kościół, który jest święty, pomimo że przez całą swą historię jest Kościołem grzeszników. Wierzę tak samo, choć ta wiara jest teraz trudniejsza, została wystawiona na próbę. Wielokrotnie jednak doświadczałem, że świętość jest mocniejsza, że dobro jest silniejsze od zła. Zdając sobie sprawę z własnej grzeszności, mogę surowo potępiać zło, ale nie mogę potępiać grzesznika.

    Zbigniew Nosowski

    redaktor naczelny miesięcznika "Więź", w październiku 2001 był świeckim audytorem synodu biskupów w Rzymie

    KOMENTARZ

    Przeciąć milczenie

    Fakty, jakie ujawniamy dzisiaj w artykule "Grzech w Pałacu Arcybiskupim", są wstrząsające. Wszystko wskazuje na to, że arcybiskup Poznania, jeden z najwyższych hierarchów polskiego Kościoła katolickiego, molestował seksualnie podległych sobie księży i kleryków, nakłaniając ich do zachowań homoseksualnych. Bohaterowie naszego reportażu znaleźli w sobie siłę, by odrzucić zapędy arcybiskupa. Ale iluż było takich, którzy nie potrafili bądź nie mogli odmówić, których Juliusz Paetz duchowo okaleczył na całe życie?

    O homoseksualnych skłonnościach arcybiskupa mówiło się w poznańskiej diecezji od dawna. Niektórzy usiłowali drogą perswazji nakłonić go do zaprzestania tego procederu lub do złożenia kościelnego urzędu. Na próżno. Arcybiskup Paetz nie zamierzał ustąpić, sądząc najwyraźniej, że chroni go szata biskupia i wysoka pozycja w Episkopacie. A duchownym wzywającym go do opamiętania zamykał usta.

    Czas przerwać to milczenie. Trzeba przeciąć zgorszenie, jakim jest postępowanie arcybiskupa Paetza i zdumiewającą bierność kościelnych instytucji wobec tak jawnego łamania bożych przykazań i ludzkich zasad moralnych. Poznański skandal naraża na szwank dobre imię całego polskiego Kościoła. Tylko jego odkrycie i napiętnowanie przez katolicką opinię pozwoli rozpocząć proces oczyszczenia. Nie będzie to ani szybkie, ani łatwe. Choć zawinił jeden człowiek, ucierpi cała kościelna wspólnota. Jesteśmy jednak przekonani, że odbudowa prestiżu polskiego Episkopatu, nadszarpniętego na skutek skandalicznego zachowania arcybiskupa Paetza, musi się zacząć od ujawnienia prawdy, którą tak długo ukrywano w poznańskim Pałacu Arcybiskupim.

    Jan Skórzyński


    | Bez polskich znaków |
    | Rzeczpospolita | Z ostatniej chwili | Archiwum | Serwis Ekonomiczny | Serwis Prawny | Cennik | Regulamin | Serwis WAP | Prenumerata
    | Reklama | English/Deutsch | O nas | Praca i staże | Zgłaszanie uwag | Kontakt |
    © Copyright by Presspublica Sp. z o.o.